play

niedziela, 15 listopada 2015

Recenzja: THE LAST OF US REMASTERED

Pierwsza gra na PlayStation4, którą kupiłam, a o której naczytałam się przed zakupem tak wiele, że moje oczekiwania były niebotyczne. Jeśli postanowicie wejść na Wikipedię, to spis nagród, jakie zdobyło The Last of Us jest prawdopodobnie dłuższy niż sam opis fabuły, a pomyśleć, że to miała być gierka stworzona na rzecz „pożegnania” PS3. Zapewne nikt nie spodziewał się, że odniesie taki sukces, w pełni zresztą zasłużony, o czym opowiem dalej. Uwaga! Możliwe spoilery.

Przez większą część gry wcielamy się w postać Joela, dorosłego mężczyznę, który wychowuje samotnie córkę Sarę – graczom nie jest wiadomo, co stało się z jej matką. Ich sielankowe życie niespodziewanie kończy się, gdy w wiadomościach podana zostaje informacja o wirusie masowo atakującym ludność w całym kraju. Jak pewnie niektórzy się już spodziewają, jest to apokalipsa zombie. Joel wraz ze swoim bratem oraz Sarą opuszczają miasto pragnąc wyjechać jak najdalej, jednak panika, tłum uciekających ludzi oraz zakorkowane ulice zmuszają ich do zostawienia pozornie bezpiecznego auta, by kontynuować drogę na pieszo. Gdy Joel z córką oddalają się od epicentrum chaosu, spotykają żołnierza, który jednak zamiast im pomóc; strzela do dziewczynki, a ona chwilę później umiera.
Następuje przeskok czasowy o dwadzieścia lat i tu zaczyna się właściwa rozgrywka. Widać, że bohater wciąż zmaga się z żałobą, jest zgorzkniały i nieprzyjemny, czego nie było po nim widać przy pierwszym spotkaniu. Nie wdając się w szczegóły: Joel dostaje zlecenie zaprowadzenia trzynastoletniej dziewczynki, Ellie (kolejna główna, grywalna postać), do ostatniego czynnego szpitala w kraju, bo okazało się, że nastolatka jest odporna na wirusa, a być może dzięki zbadaniu jej organizmu uda się wytworzyć szczepionkę. 

The Last of Us oczarowało mnie już od momentu, w którym weszłam do menu. Przerażająco klimatyczny obrazek drewnianego okna z poszarpaną firanką i wszechobecnym brudem oraz zniszczeniem, na dodatek przepiękna, przyprawiająca o dreszcze muzyka w tle. Grafika w grze jest niesamowita, twórcy postarali się i zadbali o każdy detal, co doskonale widać, gdy w poszukiwaniu przedmiotów do kolekcjonowania będzie buszować się po opuszczonych domach. Skoro o tym mowa; jest to gra idealna dla zbieraczy i eksploratorów. Każdy, kto uwielbia spędzać godziny na łażeniu postacią po okolicy, by zbierać trofea, na pewno się nie zawiedzie, bo ich lista jest naprawdę długa, a same przedmioty wcale nie takie łatwe do znalezienia. Można kolekcjonować nieśmiertelniki Świetlików (nielegalna organizacja anty militarna), przedmioty do ulepszania broni bądź nawet komiksy o superbohaterach oraz wiele, wiele innych. Sama grałam w grę już trzy razy i nie udało mi się zdobyć chociażby połowy trofeów! 
Trzeba jednak przyznać, że najbardziej niesamowitą rzeczą w The Last of Us nie jest grafika, fantastyczny soundtrack, czy imponująca, niemal zerowa liczba bugów, a historia. Historia tak wciągająca, piękna i wzruszająca, że niejednokrotnie musiałam odłożyć na chwilę pada, żeby uspokoić emocje, wyłączyć grę i włączyć ją tylko po to, by obejrzeć jakąś cut scenkę jeszcze raz. Są tam „poziomy”, podczas których trzęsiesz się ze strachu, bo muzyka, odgłosy potworów oraz ciemność idealnie budują napięcie, ale są również takie, gdzie przytykasz dłoń do ust i wzdychasz z zachwytem ciesząc się, że bohaterom trafiła się chwila relaksu. Również relacja Ellie z Joelem, budowana stopniowo i nie bez trudu, to zasadniczy element gry wpływający na jej wyjątkowość, bo nie jestem w stanie przypomnieć sobie innej fabuły poruszającej temat relacji ojciec-córka, nawet jeśli nasi bohaterowie nie są ze sobą w rzeczywistości spokrewnieni. Uwierzcie mi, że to w końcu przestaje mieć znaczenie.

Zakończenie gry jest jednym wielkim plot-twistem, który byłby albo idealną końcówką albo idealnym wstępem do części drugiej. Tutaj studio NaughtyDog bardzo się postarało i dało sobie otwarte pole do popisu, zwłaszcza że ostatnio coraz częściej mówi się o kontynuacji The Last of Us. Z jednej strony cieszy mnie ta wiadomość, ale z drugiej obawiam się, że dwójka może nie trzymać poziomu swojej poprzedniczki, chociaż i tak na pewno z przyjemnością w nią zagram, aby się przekonać. Inna gra NaughtyDog, Uncharted, szczyci się tym, że każda z czterech części jest tak samo wciągająca oraz starannie wykonana, więc mam nadzieję, że tutaj również nie zawiodą. Poczekamy, zobaczymy!

Jeśli chodzi o sprawy bardziej techniczne, gracz ma do wyboru kilka poziomów trudności - tradycyjnie łatwy, normalny oraz trudny. Po ukończeniu jednego z powyższych trzech odblokowane zostają kolejne dwa, wśród których (moim zdaniem) najbardziej interesujący jest Survivor. Polega na tym, że odebranie przeciwnikom życia jest dwukrotnie trudniejsze, wyłączona zostaje umiejętność specjalna Joela (potrafił wyczuwać niebezpieczeństwo), a także zmniejszeniu ulega ilości amunicji oraz pozostałych rzeczy do zebrania na mapie. Sterowanie bohaterami jest bardzo proste, gdy opanuje się podstawową znajomość obsługi Dualshocka, pada do PS4, więc nie spodziewam się, by ktoś miał z tym problemy z racji braku kombosów lub czynności jednocześnie wykonywanych przez postacie.

W The Last of Us istnieje również tryb gry online, o którym bardzo chętnie opowiem w większym poście dotyczącym tego typu rozgrywek z różnych gier.

Platforma: PS4
Rok wydania: 2014 
Studio: NaughtyDog
Polska wersja językowa: dubbing
Grafika: 10/10
Tryb fabularny: 10/10
Soundtrack: 10/10
Długość gry: 10/10
Misje poboczne: 5/10, bo opierają się jedynie na zbieractwie
OGÓŁEM: 10/10, niezależnie od wszystkiego
Polecam dla: Osób, które uwielbiają grać nie dla samego grania, ale dla historii. Również dla tych uwielbiających klimaty apokaliptyczne i towarzyszące uczucie lekkiego strachu oraz niepokoju.





4 komentarze:

  1. Dzięki za zajrzenie na mojego bloga. <3

    I zagięłaś mnie trochę, bo w ogóle nie znam się na grach i chyba nigdy w żadną nie grałam, pomijając te online, ale powyższa recenzja zupełnie mi nie przeszkodziła w pomyśleniu "kurde, to brzmi dobrze!". Chętnie poznałabym historię Joela i Ellie, bo uwielbiam niestandardowe relacje, ile można w romansach siedzieć? :D Dlatego fajnie, gdybyś kiedyś napisała o nich coś więcej! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja recenzja tylko potwierdza że gierka jest świetna. Żałuję jednak (od dłuższego czasu zresztą!) że nie posiadam konsoli by w nią zagrać ;]

    Witam wśród blogerów i powodzenia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog został dodany do Katalogu Euforia.
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie to Twój blog spadł mi z nieba bo od dawna szukam jakieś fajnej gierki, która by mi się spodobała, a nigdzie nie mogę nic takiego znaleźć, ale raczej na komputer/laptop.
    Ta gra wydaje się być niezwykle interesująca, dodać jeszcze fakt apokalipsy, zombie i w ogóle ciekawego wątku z tym, że Ellie jest jedyną odporną osobą na zarazę, wow.
    Grafika też wydaje się urzekająca, ale że nie znam się na tym, po prostu czekam na inne recenzje, może znajdę coś dla siebie :-)
    Pozdrawiam,
    itisnotourloveaiff.blogspot.com
    x

    OdpowiedzUsuń